czwartek, 29 grudnia 2011

strzeż mnie jak źrenicy oka*

Ostatnio myślę, że średnio szczęśliwie wypadło, iż przedstawia się Opatrzność jako oko. Niestety kojarzy się raczej z inwigilacją, ze śledzeniem, kontrolą i podglądaniem - bardziej niż z troską i Miłością, jak sam Bóg się przedstawił człowiekowi. Mógł przecież powiedzieć, że jest "Obserwatorem". Ale nie.

Natomiast przyszło mi do głowy, że zupełnie nie myślę o sobie, że jestem dla Niego "jak źrenica oka". A przecież tak. Wszelkie wyobcowanie, wszelki sceptycyzm pochodzi z powątpiewania, że przyszedł i umarł dla mnie. Więc nie mógł bardziej pokazać, że kocha. Gdy zapominam o tym, zaufanie wydaje się niebezpieczne, bo nie wiadomo, jaki On ma pomysł na moje życie, które ja mogłabym sama sobie wyobrazić ułożone równo jak klocki Jengi, ze wszystkim absolutnie na swoim miejscu.

Tak, zaufanie jest ryzykiem, ale bez wiary w Jego miłość - jest szaleństwem. I chyba nie o to chodzi, bo nie chciał mieć niewolników, lecz dzieci, które pozwolą, by je kochał w głębi ich jestestwa. By pustkę samotności zapełniał bliskością.

W kapelutku i szaliku długości trzech kilometrów po mieście z tą myślą chodzę.

*„Strzeż mnie jak źrenicy oka, ukryj mnie w cieniu swych skrzydeł” (Ps. 17,8)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz