sobota, 3 grudnia 2011

mały format

Jakaż to łaska, gdy rano nie czujemy ani cienia odwagi, żadnej siły do praktykowania cnoty.*

Chętnie przysiadłabym obok Ciebie, Tereso, w jeden z tych wczesnych poranków w Karmelu w Lisieux, i zapytałabym: jak to? Dlaczego szczególnym darem wydaje Ci się ten moment, który ja staram się jakoś przeżyć przy pomocy kawy, przy pomocy budzika nastawionego pół godziny wcześniej, by zdążyć się obudzić, modlitwy, która ucieka razem z myślami w sen, głowy wsadzonej pod prysznic, przysiadania na wannie z Aniołem Stróżem? Gdzie jest to szczęście, które Ty widzisz, a mi ucieka w powtarzalności wskazówek zegara, konieczności zdanżania, a przedtem wykonania wszystkich tych gestów potrzebnych, by wszyscy zdążyli wszędzie? Jęku zawodu, że znowu zdanża się ledwo, nie zaś spektakularnie, perfekcyjnie i zgodnie z zegarem atomowym we Frankfurcie?


I tak mi potrzeba Twojej małości, Twojego braku odwagi, braku siły i braku czucia. Twojego powierzenia się Temu, który "pomaga nam, choć nic o tym nie wiemy". Twojego "zdania się" i przekonania, że poza miłością nic się nie liczy. Drogi codziennego formatu.


*Z listu do Celiny, 20.X.1888.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz