niedziela, 22 sierpnia 2010

gdybym mogła od nowa wychować dziecko

Gdybym mogła od nowa wychowywać dziecko,

Częściej używałabym palca do malowania, niż do wytykania.

Mniej bym upominała, a bardziej dbała o bliski kontakt.

Zamiast patrzeć stale na zegarek, patrzyłabym na to, co robi.

Wiedziałabym mniej, lecz za to umiałabym okazać troskę.

Robilibyśmy więcej wycieczek i puszczali więcej latawców.

Przestałabym odgrywać poważną, a zaczęła poważnie się bawić.

Przebiegłabym więcej pół i obejrzała więcej gwiazd.

Rzadziej bym szarpała, a częściej przytulała.

Rzadziej byłabym nieugięta, a częściej wspierała.

Budowałabym najpierw poczucie własnej wartości, a dopiero potem dom.

Nie uczyłabym zamiłowania do władzy, lecz potęgi miłości.

Daniel Loomans

Tekst przeczytałam w poczekalni poradni, w której byliśmy w sprawie zgody NFZ na zajęcia w ramach programu wczesnej interwencji i wspomagania rozwoju dziecka. Dla mnie - bomba! Pzdr Gosia R.


wtorek, 10 sierpnia 2010

krysys trzeciej setki

Nie pamiętam, który pan to mówił, uczestnik ekipy nordic walking, ale utkwiło mi w pamięci. Na trzychsetnym metrze premierowego biegu, gdy nastąpił pierwszy kryzys i biegacze rozważali możliwość zawrócenia, ksiądz Jarek powiedział proroczo - choć pewnie wystarczy znajomość fizjologii i biochemii pracy mięśni - teraz jest taki moment, że macie ochotę zakończyć bieg, ale on minie.

Spotkaliśmy się dopiero co z dużym kawałkiem wrocławskiej mini-grupki, nad pięknie położonym Jeziorem Lubikowskim, i zgodnie zakomunikowaliśmy - po pierwszych tygodniach spadających na nasze rodziny trudności i przeciwności losu, w zasadzie niekończące się, bo gdy jedne mijają, zawsze na horyzoncie pojawiają się inne - że mamy pewne takie wrażenie. To wrażenie można by skrótowo opisać jako deja vu: ja tu już byłem. Jest to bardzo nieprzyjemne poczucie powrotu do punktu wyjścia w naszym życiu rodzinnym.

Nawet gdy jednak tak zgodnie biadolimy, mając za sobą już pierwsze porządne małżeńskie konflikty i niewypalone postanowienia (a przynajmniej ich część), intuicja mi mówi, i wiem, że się nie myli, że to jedynie wrażenie. Po pierwsze: przypominam sobie tę anegdotę z nordic walking i mówię, że ten moment zadyszki (i przerażenia, że zadyszka pojawia się tuż za startem) minie.

Po drugie: nic nie będzie tak samo. Przeciwnie, zobaczyliśmy, jak pięknie mogłaby wyglądać nasza rodzinna codzienność i zestawienie jej z obecnymi możliwościami dało efekt jaskrawego kontrastu. Nawet jeśli nasza kondycja i skromne skutki wielkich zamierzeń będą nas gryzły w oczy, nie zniknie nam nagle z horyzontu ta wizja, która urodziła się dzięki Wisełkowym warsztatom. Więc nie wróciliśmy do punktu wyjścia, nawet jeśli krajobraz wydaje się podobny i myślimy, że drepczemy w kółko - to idziemy do przodu. Nie ustawajmy.

Pozdrawiam z sierpniowego Wrocławia:)
Gosia R.