I myślę, że to nie przypadek, że Teresa pisze o samopoczuciu u początku dnia akurat w październiku. W listopadzie pewnie pisałaby tym bardziej. O mokrym grudniu nie wspomnę. Więc jeszcze raz:
Jakaż to łaska, gdy rano nie czujemy ani cienia odwagi, żadnej siły do praktykowania cnoty.
Usłyszałam te słowa dwa dni temu w radio, pokonując autem krótki odcinek drogi z Karłowic do Śródmieścia, i jak niesłychanie zrozumiana się od razu poczułam w aspekcie braku odwagi i siły.
Już wcześniej wydało mi się, że skoro wraz z malejącą ilością kolorów i światła, jakoś wszyscy ubożejemy i podupadamy - na owo ubóstwo, poza sposobami zalecanymi przez poradniki i pisma dla kobiet, musi być jakaś inna metoda. I wtedy Oremus zapodał czytanie o wdowim groszu, i oświeciło mnie, że gdy człowieka ogarnia jakiś fundamentalny brak odwagi i siły, może jak tonący brzytwy uchwycić się miłości. Nie globalnej i do całego świata, który generalnie bywa wkurzający, ale grosz po groszu, spieniężając wszystkie okazje jakie dzień niesie. Lub chociaż co drugą, co trzecią. Można te okazje używać do kochania w prozie życia - jako metody chwytania Pana Boga za serce.
Więc jak bardzo się ucieszyłam słysząc, że moje prowizoryczne biznesowe rozwiązanie jest podobne do rozumowania Teresy. Ona nazywa wszystkie te trudne momenty bezcennymi skarbami. Pewnie lepiej jej szło, dlatego ona miała skarby, a ja - tylko grosze. Ale przecież się nie zniechęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz