W Wisełce myślałam, że na wyspie Wolin "zakrzywia się przestrzeń i czas", życie koncentruje się w ewangelicznej soczewce, przechodzi Pan i można nie tylko dotknąć Jego szaty, ale również usłyszeć swoje imię, wypowiadane na nowo i z miłością. Wraz z zaproszeniem do nowego życia.
Teraz myślę, że nie zostawia nas przecież tylko z miłymi wspomnieniami i stosikiem zdjęć, na otarcie łez w achromatycznej, szarej jak rolka papieru z czasów PRL, rzeczywistości. Przeciwnie, tak samo chce być obecny, starczy dać Mu miejsce i czas. Zaprasza z każdym wschodem słońca: jeszcze przed pierwszym promieniem świtu, wypowiada z miłością moje imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz