poniedziałek, 31 października 2011

postanowiłem przeżywać przyszłość bez żadnej troski*

Mam nadzieję, ze Czytelnik zdążył wielokrotnie odsłuchać, że Bóg jest dużo lepszy, niż myślimy i że nasza historia się zakończy happy endem.

Bez zaufania bowiem nie da się. Zaufanie daje tę wolność, która jest potrzebna, by być otwartym na ludzi, których nam Pan powierza: gotowym do budowania relacji, do służby, do dawania i przyjmowania. Tylko wolna od lęku o siebie będę w stanie zająć się kimkolwiek innym niż ja sama. Tylko ufając i zdając się na Niego, odkryję Jego obecność tu i teraz. Jego łaskę, która czeka, by mnie przeprowadzić przez to, co trudne. A nawet przez niemożliwe, gdy takie się akurat wydaje.

Pan działa kompleksowo, wyposaża od A do Z. Oby nam tylko nie zabrakło gestu otwartych rąk. Dziękować możemy już góry za wszystko, czym zostaniemy obdarowani.

*Fragment modlitwy św. Claude'a la Colombierre, przyjaciela św. Małgorzaty Marii: "Jestem tak przekonany, że czuwasz nad ufającymi Tobie, że postanowiłem przeżywać przyszłość bez żadnej troski i wszystkie lęki składać Tobie."

środa, 26 października 2011

którzy się smucą

Dziś specjalnie dla kochanej Hani z grupy wrocławskiej - i dla wszystkich złamanych na duchu.
Wierzę głęboko, że Jezus szanuje nasz smutek i smuci się w cierpieniach razem z nami. Nie klepie po plecach i nie mówi keep smiling. Prosi jedynie o zaufanie i - z całym ogromem swego współczucia dla nas - chce nam dać to, czego potrzebujemy, choć nam może się wydawać, że droga ta wiedzie nie tędy, co trzeba. A jak już jest zaufanie, wtedy zakwita na naszych ustach uśmiechem - niekoniecznie jako wyraz nastroju, ale wiary, że Ten, który mieszka w nas, wszystko może - i nigdy nie przestaje się troszczyć.

Więc dedykuję TGD nie dlatego, by namawiać do keep smiling. Ale potrzebujemy do wiary samych siebie zachęcać, samym sobie głosić, samych siebie ewangelizować - co dzień od nowa. Należy odsłuchać dziesięć razy, zwłaszcza to, co recytuje Kola na początku.

piątek, 21 października 2011

jestem kochany

Mówiłem, gdybyś wiedział, nie chciałbyś mnie
Moje rany są ukryte głęboko pod twarzą, którą noszę

Powiedziałeś:
Moje dziecko, Moje rany są głębsze
Moja miłość do Ciebie była ich przyczyną

wtorek, 18 października 2011

kto nie boi się wierzyć, że się uda

Mówią niektórzy z pobłażliwym uśmiechem, że życie w końcu zweryfikuje mój entuzjazm.
A ja modlę się o to, by Pan nieustannie weryfikował moje życie i przyzwyczajenia - z właściwą sobie łagodnością i miłością.

Bo przecież zgorzknienie, które poznałam tak dobrze z autopsji, zaczyna się tam, gdzie kończy się zaufanie, że Pan ma plan. I że widzi więcej i lepiej i nie da nam zrobić krzywdy, chyba że pójdziemy własną drogą i zrobimy ją sobie w końcu sami.

A TGD śpiewa: Za horyzontem przyzwyczajeń znajdę drogę. Gdzie możliwości moich kres, tam Jego początek.

Można sobie posłuchać.

niedziela, 16 października 2011

wymiana

Przechowujemy ten skarb w naczyniach glinianych.

Oddajemy Mu siebie całych. Oddajemy Mu kruchą glinę naszych serc, możliwości, talentów, grzechów i wahań.
Otrzymujemy nieskończenie więcej.
Otrzymujemy wszystko.
Czujemy, że to równanie jest pozornie nielogiczne i nie przypomina zawieranych przez nas transakcji pieniędzy za jakość.

Takie szaleństwo Miłości, która nie liczy i daje siebie za darmo.

czwartek, 13 października 2011

DOMOFON

- Panie Jezu, nie możesz teraz przyjść, zobacz, ile mam do posprzątania. Tu ciągle przeciąg z szaf wyrzuca nowe graty, nawet nie wiedziałam, że tyle ich mam, i tyle śmieci fruwa, i kurzu się przewala po kątach. No naprawdę powinieneś zaczekać, porządek muszę zrobić w papierach. Wszystko sobie poukładać. Nauczyć się. Poczekaj dosłownie ze dwa dni, a ja się super przygotuję. Uniknę jakoś kompromitacji. Bądźmy szczerzy, co sobie o mnie pomyślisz, jak zobaczysz to wszystko?

- Wpuść mnie, posprzątamy razem.

sobota, 8 października 2011

liczy włosy na mojej głowie

i żaden z nich nie spadnie bez Jego wiedzy.
I przychodzi zbawiać, a nie potępiać.

To historia niekończącego się optymizmu.

czwartek, 6 października 2011

możecie pomóc

Do warsztatów dwa tygodnie z małym okładem. Pora zatem przejść do konkretów.

Szeroko pojęta grupa wrocławska ze wszystkimi oddziałami terenowymi zwiera szyki do walki duchowej. Nie ogniem i mieczem, ale jak Gedeon pod murami Jerycha: uwielbiał Pana, aż mury nie runęły.

Świadomi, że dla uczestników i potencjalnych uczestników (a może i dla organizatorów) rozpoczyna się okres przeciwności, pokus, pewnie i napięć, konfliktów oraz zwątpienia "czy warto", może smarkania dzieci i innych kłód pod nogi, chcemy wziąć ich pod swoją opiekę, oddając Bogu nie to, na czym nam zbywa, ale czego nie mamy: czas.

By sprawić Mu przyjemność naszym wdowim grosikiem obecności, w zamian za Jego obecność zawsze i o każdej porze, będziemy starali się Go adorować, kto jak może i gdzie może, a im więcej nas włączy się do tego marnowania cennego czasu, tym więcej możemy spodziewać się owoców. My wypiękniejemy, opaleni Miłością Jezusa, a warsztaty zyskają wsparcie.

W Wisełce dowiedzieliśmy się, że Warszawa kocha Wrocław, z wzajemnością. Więc dziś prosimy o wsparcie Warszawę, ale także drogi Rybnik, Stargard, Szczecin.... .... .... . Adorujcie i za nasze ręce osłabłe, i kolana omdlałe*, bo w naszej metropolii,  gdzie znajduje się więcej niż sto dwadzieścia tysięcy ludzi**, którzy nie odróżniają swej prawej ręki od lewej, a nadto mnóstwo zwierząt***, wcale nie jest łatwo coś zorganizować. Żebyśmy nie upadli na duchu.

*Izajasza 35:3
**przeszło 600 000
***Jonasza 4,11

środa, 5 października 2011

pomoc całodobowa

Wczoraj dzień się skończył później niż miał, i wtedy pomyślałam, jak to dobrze, że Jezus przyjmuje całodobowo.
Zawsze można przyjść, nigdy nie jest zbyt zajęty i nie musi dzielić uwagi albo odrywać się od swoich zajęć. Cały czas zajęty nami.

W końcu przecież, gdybyś był jedynym człowiekiem na ziemi, przyszedłby i umarł za Ciebie. Czy może jeszcze jakoś udowodnić, że kocha?

wtorek, 4 października 2011

jesteś tego wart(a)

Marto, Marto...
Maria obrała najlepszą cząstkę i nie będzie jej pozbawiona.
Twój Jezus


Jeżeli domu Pan nie zbuduje, 
na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą. (...)
Daremnym jest dla was wstawać przed świtem,
wysiadywać do późna
- dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko;
tyle daje On i we śnie tym, których miłuje.
Ps 127

Pan i dziś z miłością wypowiada Twoje imię i czeka z radością na każdą chwilę, którą z Nim spędzisz.

poniedziałek, 3 października 2011

list(a)

Przychodzenie u początku dnia do do Pana bywa także otwarciem się na niespodziankę.

Bo czasami przychodzę z listą rzeczy, które chcę oddać do zatwierdzenia, jak dziś, z całą podłużną karteczką notatnika zakupionego w promocji w Ikei. Tyle tego jest.

Zrobienie jednak miejsca Jezusowi, by przyszedł i się "rozgościł", ze swoim Słowem, ze swoją miłością ponad ludzką nędzę i wyobrażenie, owocuje momentami zaskoczenia. Bo nagle okazuje się, że najważniejsze są inne sprawy, niż te zapisane na liście. Może ktoś, całkiem blisko, czeka na bycie zauważonym? Może ktoś tak mały jak własne dziecko i jego pierwsza wycieczka ze skautami?

To momenty wyzwalające. Porządek w prawach Pan robi sam. Ale nawet już zweryfikowane po modlitwie, zapisane są wszystkie ołówkiem. Taki znak otwarcia na zmianę, na niespodziankę.

I skorzystałam też ze sposobu, którym podzieliła się wczoraj Renia, by mieć pewność, że nic nie ucieknie. Na kartce ze sprawami do załatwienia dziś dopisałam Słowo, które zrobiło na mnie największe wrażenie.

Dziękuję, Reniu:)

Dobrego dnia,
Małgosia R.

sobota, 1 października 2011

mała

I znowu mamy św. Teresy z Lisieux, doktora Kościoła. Doktorat jednak tylko ze stawania się dzieckiem, ufnie zasypiającym w ramionach Ojca. Żadnej summy teologicznej, jedynie zapiski autobiograficzne podsumowujące krótkie, ale niezwykle intensywne 24 lata życia.

Portreciści robili z niej cukierkową zakonnicę, ale nie dajcie się zmylić. Nie była taka.

W klauzurowym Karmelu, do którego wstąpiła mając piętnaście lat, chciała zostać misjonarzem, głosić Ewangelię w każdym zakątku świata, przelać za nią krew. I dla tych pragnień teoretycznie nie do zrealizowania w zamkniętym klasztorze, znalazła klucz - w Liście do Koryntian. Skoro Kościół, mistyczne Ciało Chrystusa, składa się z różnych członków, musi mieć także serce. "W sercu Kościoła, mojej matki, będę Miłością. W ten sposób będę wszystkim i moje pragnienia zostaną spełnione".

Miłość jej wszystko wyjaśniła. Tak wpadła na pomysł z windą, bo przecież na wdrapywanie się po stopniach świętości była za mała. To ramiona Jezusa miały ją podnieść do Ojca, jak podnosi się niemowlę i przytula do policzka.

Tylko tyle i aż tyle. Pozwolić Jezusowi, by mnie kochał. Poświęcić życie niczemu innemu poza kochaniem, poza miłością. Takie powołanie dostępne dla absolutnie wszystkich, zdrowych, chorych, nieudolnych, małych. Dziś rano, w kaplicy pobliskiego Karmelu, widzę, że świętować jej imieniny przyszli wszyscy. Kloszard, młode małżeństwo z maleńkim dzieckiem, pani z pieskiem, zakonnica, trzech studentów, jeden brat z ciężką nerwicą.

Teresa nadal głosi. W każdym zakątku świata.