tag:blogger.com,1999:blog-64453195488138087812024-03-05T12:26:52.556+01:00Życie toczy się dalej po WisełceUnknownnoreply@blogger.comBlogger81125tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-39265411208311632622012-02-24T09:58:00.001+01:002012-02-24T09:59:25.147+01:00wodowanieNiniejszy blog wypływa na szersze wody, a właściwie cumuje w <a href="http://przystantu.wordpress.com/" style="color: #990000;">Przystani</a><span style="color: #990000;">.</span><br />
<br />
Zapraszamy do czytania, zapraszamy do pisania, z wiarą, że słowo łączy ludzi wzdłuż i wszerz - mimo cywilizacyjnych ograniczeń nałożonych na kontakty społeczne:)<br />
<br />
Do zobaczenia w przystani.Unknownnoreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-52115744699495432752012-02-22T22:17:00.003+01:002012-02-22T22:29:30.342+01:00wróbelSpod kół widocznie podrywa się zbyt późno, uderza o przednią szybę i spada. <br />
Tyle akcji.<br />
<br />
Przejeżdżam tamtędy tego dnia jeszcze wiele razy i widzę. Na koniec idę na piechotę po chleb na rano i oglądam dokładnie. Takie barwne upierzenie. Taki kompletny brak życia w kupce piór przy krawężniku.<br />
Więc najpierw ogromne zdziwienie, że to się naprawdę stało. Tak szybko i niespodzianie. Nie słyszałam o zagapionych wróblach, one zawsze takie ostrożne. Mój tata mówił: auto może zabić. A teraz myślę o tym, że taki mamy potencjał: potencjał krzywdy. Zamierzonej czy nie. <br />
<br />
Potrafię zrobić nieźle parę rzeczy. Kilka może nawet bardzo dobrze. Potrafię też zrobić krzywdę, zadać ból oraz zepsuć. Potencjał, z jakim przyszłam na świat. Łatwiej byłoby patrzeć zero-jedynkowo:<i> jestem dobra albo zła. Jedno wyklucza drugie, dziękuję, do widzenia.</i><br />
<br />
Ale dziś niespodzianie, wraz ze śmiercią wróbla nieumyślnie spowodowaną, oglądam ten stan rzeczy jako fakt obiektywny. Potencjał krzywdzenia będę mieć pewnie do grobowej deski: tę zawsze wiszącą w powietrzu obiektywną możliwość. Wiele razy pewnie jeszcze doczeka się ten potencjał realizacji. Wniosek logiczny, jaki mi się nasuwa, to że chcę brać ten potencjał w swoje ręce i rozbrajać, kawałek po kawałku. Jakby sens pracy nad sobą. Mogę też plasterki miłości awansem przyklejać, organizować spiżarnię zapasów dobra na gorsze chwile.<br />
<br />
Przecież nie jestem z tym sama. Mogę jeszcze tę zdolność do psucia przekazać w Jego ręce, by naprawiał w tempie, które uzna za stosowne. Jak święta Teresa, która lubiła ułatwiające sprawy wynalazki.Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-17050622973906649792012-02-22T14:06:00.001+01:002012-02-22T14:29:17.269+01:00dosia sms-uje 4<em>"Niech wyjdzie oblubieniec ze swojej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju!"</em> (Jl 2,16) Czy jesteśmy gotowi dzisiaj, u progu Wielkiego Postu, oddać do zbadania Jezusowi nasze serca? Czy mamy odwagę zobaczyć w świetle dziennym to, co wymaga oczyszczenia? Trwanie na modlitwie nam w tym pomoże.Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-67520546312651020812012-02-20T22:16:00.000+01:002012-02-20T22:16:12.512+01:00Po dniu skupienia<!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:View>Normal</w:View> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone> <w:PunctuationKerning/> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:SnapToGridInCell/> <w:WrapTextWithPunct/> <w:UseAsianBreakRules/> <w:DontGrowAutofit/> </w:Compatibility> <w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel> </w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156"> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style> <![endif]--> <br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Pokój pełen dzieci oraz obecni, choć niereagujący aktywnie, rodzice. Dzieci bawią się w najlepsze, poziom hałasu wzrasta. Szum niesamowity do czasu pierwszych konfliktów. Krzyki i płacze powodują, że część dzieci cichnie, biegnie do rodziców. Decybele zmieniają trochę charakter, dobiegają z kilku źródeł i służą głównie poinformowaniu całego świata o bólu, cierpieniu i niesprawiedliwości. Ostatecznie wszystkie dzieci lądują w objęciach rodziców, co powoduje nastanie ciszy.</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Adoracja. On przede mną w Najświętszym Sakramencie. Tak trudno mi wyciszyć wnętrze. Szum „świata”: myśli niedokończone, problemy nierozwiązane, audycja słuchana jakiś czas temu w radio, dziecko dokazujące w kaplicy itp., itd. Szum i jeszcze raz szum myśli w głowie. A On przede mną. Jego Miłość promieniuje na mnie. W końcu udaje mi się trochę wyciszyć i wspomniane „hałasy” zostają zastąpione tym, co głębiej w sercu: bóle nieuleczone, rany niezagojone, zranienia, niezrozumienia. Ogólne cierpienie. </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">A On stale przede mną. Czas powoli upływa. I w końcu już niczego nie ma pomiędzy nami. On i ja. I Cisza. </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Jak to dobrze, że choć będąc dorosłym, są ramiona, w które mogę wtulić się jak dziecko. I spotkać się z Nim. W Ciszy. Ciszy Miłości. </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">P.S.</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">I jak to dobrze, że są dni skupienia <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: Calibri; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-symbol-font-family: Wingdings;"><span style="mso-char-type: symbol; mso-symbol-font-family: Wingdings;"></span></span></div>Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-49421997764997059222012-02-20T18:08:00.001+01:002012-02-20T18:09:12.570+01:00brudne szybyTyle słońca nie było w tych stronach dawno.<br />
<br />
Słońce kładzie się na stole w salonie i zajmuje blat maleńkiej kuchni. Zupełnie nie dowierzam, że się pojawiło po tak długiej i wyczerpującej nieobecności. Ostrożnie się nim cieszę, bo może zaraz się schowa i będzie żal.<br />
<br />
I na sobie ciepło tego słońca czując, patrzę na zewnątrz. Niby błękit i jakaś odmiana, ale widzę słabo. Głównie bowiem widzę niewymownie brudne szyby. Tak brudne, jak tylko mogą być brudne okna w centrum miasta, ostatnio umyte koło września.<br />
<br />
I myślę, jak rzadko miłość Boga dosięga nas w postaci niepoddanej filtrowi brudnej szyby. Przedziera się przez ekran nieufności, obrazów odziedziczonych tu i tam oraz tzw. dotkliwych lekcji życia, których nam udzielono. Przez stłuczoną mozaikę wyobrażeń na miarę własnego upośledzonego poczucia sprawiedliwości, małostkowego skąpstwa, bo już sami uwierzyliśmy, że "taki lajf", że nic dobrego nas nie spotka, że nie ma się z czego cieszyć.<br />
<br />
Tak wiele ciepła i światła, które mogłoby przygarnąć nas całych z największą czułością, zostaje po drugiej stronie szyby. I wydaje się, że jedyna prawda, jaką mamy do dyspozycji, to ta o zaniedbanej szklarni, w której siedzimy. A jednak można się w niej zadomowić na tyle, że opowieści o pięknym słońcu na zewnątrz wydają się po prostu nie na miejscu. I nie do wiary.Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-16444770513300436542012-02-16T10:37:00.001+01:002012-02-16T10:40:44.997+01:00ciepłoMijając autem oglądam tę witrynę przynajmniej raz w tygodniu. Przy światłach, które zawsze są czerwone. Co dwa tygodnie wisi coś nowego. A dziś widzę sukienkę.<br />
<br />
Koleżanka mówi, <i>spraw coś, uwierzysz, że coś możesz</i>. Bo ostatnio z tym krucho jakoś. Tyle planów okazało się niemożliwych do zrealizowania, że trudno uwierzyć, iż coś się jeszcze da. Więc myślę, a gdyby tak po raz pierwszy od kilku lat zatrzymać się koło tego sklepu i wejść. I przymierzyć.<br />
<br />
Ale nie, myślę, gdzie ja tu znajdę miejsce do zaparkowania. I miejsce pojawia się, przy samym brzegu ulicy i więcej wymówek nie pamiętam.<br />
<br />
Pani ściąga z manekina sukienkę. Zdejmuję z wieszaka jeszcze płaszczyk, jedyny w rozmiarze M, bo zimowego jeszcze nie nabyłam. Czekałam po prostu w jesiennym, aż zima się skończy. Tak wiele tematów biorę jakoś na przetrwanie.<br />
<br />
Kurtka idealna. Pasuje też do czapki i szalika, jakby ktoś w komplecie odszył. Sukienka w lustrze też aż się sama narzuca. Dzwonię do boskiego Andy'ego ustalić budżet, i mówi mi: kieckę też weź. Może on też by chciał, bym uwierzyła, że coś mogę. Jeszcze się waham, jeszcze nie wiem, czy od nadmiaru luksusu nie dostanę migreny. A pani pakuje w woreczek: "Podaruj sobie drobiazg".<br />
<br />
Po raz pierwszy tej zimy mi ciepło. Nie wiedziałam, że może nie wiać po plecach nawet w zamieci. Zapatulona, w kapelutku z brylantem wielkosci Culliniana II, z wdzięcznością myślę, jak to wszystko się pięknie poskładało. Jaka się czuję zaopiekowana i ważna, że hej. Wystarczyło postawić pierwszy krok. Może i ciepło domowe, i wszystkie niemożliwe do zrealizowania sprawy, znajdą swój rozwój i swój happy end.Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-80683155001573354112012-02-14T16:36:00.001+01:002012-02-14T16:36:49.847+01:00dosia sms-uje 3A to walentynka do Ciebie ;) :<br />
<em>"W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować." (1J 4, 10-11)</em>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-26889335279755414202012-02-13T21:33:00.002+01:002012-02-13T21:42:50.590+01:00<blockquote class="tr_bq">"Ewangelia to jest droga pięknego życia człowieka albo też droga trudnego piękna życia ludzkiego"*</blockquote>Natrafiłem przez przypadek w jednej z książek. Proste wyrażenie tak skomplikowanej rzeczywistości. Poruszyło mnie bardzo. Jakikolwiek komentarz uważam za zbyteczny. <br />
<br />
<br />
*<i>bł. Jan Paweł II</i>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-38768701989931806982012-02-13T11:23:00.000+01:002012-02-13T11:23:27.617+01:00dosia sms-uje 2<em>"Za pełną radość poczytujcie sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość"</em> (Jk 1,2-3) Bardzo to trudny i wyczerpujący trening - ale jakie efekty! Powodzenia! ;)Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-91577297556479063822012-02-13T10:33:00.001+01:002012-02-13T15:16:56.341+01:00gadżet<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvBbzzbJEyMD8F3ix3l5eWL4DzT4eFkRvro3dOqmx-R_3M9DnTFaZUe9y1RwpbtSDozBwyWpw_ZiIsFHCyZKXRtEaWHrst5YDy9VOAcFXgBVsX7uAy4K5xDVsdyhYat3v7qyMgyeUnhLDi/s1600/niebo.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="277" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhvBbzzbJEyMD8F3ix3l5eWL4DzT4eFkRvro3dOqmx-R_3M9DnTFaZUe9y1RwpbtSDozBwyWpw_ZiIsFHCyZKXRtEaWHrst5YDy9VOAcFXgBVsX7uAy4K5xDVsdyhYat3v7qyMgyeUnhLDi/s400/niebo.jpg" width="400" /></a></div><br />
Znalezione na FB. Niebo przez "N" doładowuje jeszcze bardziej...Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-54308235667875277122012-02-09T11:59:00.000+01:002012-02-09T11:59:25.293+01:00dosia sms-uje"Przyszła więc i upadła Mu do stóp. Kobieta ta była poganką" (Mk 7,24-30). Jak to dobrze, że dzięki Ożywicielowi ludzie poznają Jezusa, mimo że nie dotarło do nich jeszcze świadectwo życia innych chrześcijan. Życzę Wam dzisiaj odwagi do bycia świadkiem tej Miłości.Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-59652607316114399512012-02-09T10:14:00.000+01:002012-02-09T10:14:56.961+01:00Kairos i Chronos cd.<div style="text-align: justify;">Muszę się przyznać, że temat czasu ciągle we mnie pracuje. Co to znaczy: zatopić się w „Bożym czasie zbawienia” nie tracąc jednocześnie kontaktu z „tu i teraz”? No bo przecież w tym „tu i teraz” właśnie zechciał mnie Bóg. Odkryłem w sobie, że zbyt antagonizuję, czy też polaryzuję oba „czasy”. Bo oba powinny być równie ważne. Nie doświadczę właściwie Bożego Kairos, jeśli odpowiednio nie przeżyję ziemskiego Chronos. Podleganie czasowi ziemskiemu nie jest koniecznością, na którą muszę się zgodzić. To łaska. To jedyna możliwość wejścia w Boży czas zbawienia. Nie będzie między nimi napięcia, jeśli czas ziemski zostanie poddany Bożemu. To, co przeżywam teraz ma mnie wprowadzać powoli w wieczne Boże TERAZ. </div><br />
Czas nigdy nie będzie mój, bo nie można go posiąść. Nie mam już wpływu na to, co było. To, co będzie jest niewiadome. Jest tylko TERAZ, w którym mogę doświadczyć Jego, Pana czasu. <br />
<br />
I jest tylko teraz, by powiedzieć komuś „kocham”. Jeśli słowa tego zabrakło wczoraj - uzupełnić już się go nie da, a jutro? Kto z nas jest w stanie zapewnić, że na pewno będzie jutro?Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-55930219338172011852012-02-07T22:26:00.001+01:002012-02-07T22:28:11.430+01:00brakiBywa przecież i tak, że poza ubóstwem własnych ograniczeń nie mamy nic do ofiarowania.<br />
<br />
Są to momenty ostatecznej szczerości, bo już nie starcza siły, by przedstawiać siebie w wersji eksportowej. <br />
<br />
I wtedy, gdy składamy broń, gdy kończą się genialne pomysły poukładania wszystkiego po swojemu i wydaje się, że świat również powinien solidarnie rozpaść się z nami na kawałki, nie dzieje się zupełnie nic. Ta cisza nie powinna jednak przerażać. Ta cisza to spokój Boga, którego moje ubóstwo nie przestrasza i nie dziwi. On solidarnie ze mną w nim trwa, mimo że jest tyle ciekawszych miejsc na świecie.<br />
<br />
Spotyka mnie tam, w rozczarowaniach, w ograniczeniach, we wszystkich sprawach po ludzku zepsutych i małych. Wyprzedza mnie i już tam na mnie czeka, i tam ustanawia swoje Święte Świętych. Czeka, aż opowiem, aż dotrę z Nim do sedna, choćby odsłaniało wszystkie braki.<br />
<br />
Potrzebuje moich pustych rąk, by włożyć w nie wiarę, nadzieję i miłość.<br />
<br />
<i>Leczy złamanych na duchu i przewiązuje ich rany.</i>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-54927584124920194162012-01-30T22:54:00.002+01:002012-01-30T23:03:14.718+01:00ciężkie poranki<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEoS674ieoDY-GM36G0v2PKbyJqmz1v4OweCO9S0RES9p3O0WTSbcjiFTgjQo0Onalt-NB3z3-_nqHhdXauC6xbs9s4gWSOHnfUOeWsC8HLdtewyOmVB5ZY_9aotvBjsoYWU1-DIXTNcor/s1600/%C5%9Bwit.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEoS674ieoDY-GM36G0v2PKbyJqmz1v4OweCO9S0RES9p3O0WTSbcjiFTgjQo0Onalt-NB3z3-_nqHhdXauC6xbs9s4gWSOHnfUOeWsC8HLdtewyOmVB5ZY_9aotvBjsoYWU1-DIXTNcor/s320/%C5%9Bwit.jpg" width="320" /></a></div><div style="text-align: center;"><i>Jeśli zgubiłeś świt, który zrobiłem dla Ciebie dzisiaj, nic nie szkodzi. </i><br />
<i>Jutro zrobię Ci nowy.</i></div><div style="text-align: center;"><i>Bóg</i></div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-10792952330736512282012-01-29T18:22:00.000+01:002012-01-29T18:22:05.505+01:00burzaMyślałam, że może potrafię za przykładem wielkich świętych zachować tyle taktu. Wiecie, nie budzić Go, gdy śpi zmęczony w łodzi, a łódź się huśta jak papierowy stateczek złożony przez nowicjusza w dziedzinie origami. Tak, wyobraziłam sobie nawet, że spokojnie zaczekam, aż woda napełni łódeczkę po burty i do pasa w niej siedząc nadal będę twierdzić, że jest we mnie tyle taktu, skromności i miłości na miarę świętej Teresy z Lisieux i świętej Teresy ze slumsów. Żeby nie mówić Mu o sztormie, strachu i chorobie morskiej, by nie musiało być Mu przykro i żeby nie myślał, że składam reklamację o jakość rejsu.<br />
<br />
I dzisiaj przychodzi. Wczoraj jeszcze pozwala mi heroicznie nie pisnąć nawet małego s.o.s., że kilka ważnych spraw zdecydowanie wymyka się spod kontroli, i tradycyjnie następuje to równolegle w życiu prywatnym i osobistym*, znaczy prywatnym i zawodowym. I że bryza zaufania zamienia się w północny wiatr, który ogłasza, że wszystko ściema i że po prostu niektórym się nie udaje. A ja dostałam kwalifikację do tej własnie grupy.<br />
<br />
Więc przychodzi dzisiaj. Z zapewnieniem, że naprawdę nie chce, żeby głupoty przychodziły mi do głowy przed Jego Słowem. W bardzo prostym kazaniu O. Łukasza z Bujwida.<br />
<br />
I chyba Mu nie przeszkadza, że nie będzie ze mnie wielkiej świętej. Nawet w imieniu ukryte mam przecież, że "mała".<br />
<br />
<span style="font-family: "Courier New",Courier,monospace;">*wujek przyjaciółki co roku składał jej urodzinowe życzenia powodzenia "w życiu osobistym i prywatnym". Rozbawiało nas to do łez.</span>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-21501642747433283892012-01-26T19:51:00.003+01:002012-01-26T20:21:38.637+01:00Kairos i chronos.<div style="text-align: justify;">Trochę się przeraziłem. Ostatni wpis już tak dawno temu. Tyle czasu minęło. I nie to, żebym nie miał o czym napisać. O nie. Tyle razy w sercu pojawiała się myśl, którą tak bardzo chciałem się podzielić. Więc czemu nie pisałem? Niestety muszę napisać te lapidarne, przyziemne „nie miałem czasu”. Bo to i koniec roku, i początek, więc mnogość spraw w życiu prywatnym. Prowadzenie firmy także ma swoje prawa w tym okresie. Remament trzeba zrobić, cała lista urzędów oczekuje na jakieś raporty. I tak dzień nie dogania dnia. Ciągły brak czasu, tego „chronos” - ziemskiego czasu. Wydaje mi się, jakby on się mną w ogóle nie przejmował. Pędzi do przodu nie oglądając się za siebie. Jeśli tylko uda mi się go choć trochę dogonić, to mam wrażenie, że specjalnie znowu przyspiesza. Przyznaję, że bardzo mnie to frustruje.<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Usiadłem dzisiaj do klawiatury, ponieważ uświadomiłem sobie, że przecież jest jeszcze inny czas - kairos. „Wieczne teraz” - czas działania Boga. Czas, w którym także uczestniczę. Uzmysłowiłem sobie, że ten czas jest skrajnie inny. Płynie spokojnie, przez Boga nadanym rytmem. Wydaje się być bardzo cierpliwy, często jest nawet w stanie na mnie poczekać. I jeden i drugi czas dane mi jest przeżyć. Lecz który jest dla mnie ważniejszy? Choć chronos, odmierzany naszym ziemskim rytmem, jest ważny, to pragnę, by najważniejszy był dla mnie kairos . Bym zanurzył się w nim całkowicie i choć trochę uniósł ponad pędzący chronos. Oczywiście nie tracąc kontaktu z ziemią :)<br />
<br />
</div><div style="text-align: justify;">Czego i czytelnikowi życzę, tak noworocznie, bo to przecież pierwszy mój wpis w tym roku. </div>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-65317425268524031442012-01-25T08:37:00.000+01:002012-01-25T08:46:26.484+01:00zgoda na bezbronnośćSą takie okoliczności, na które reaguję zupełnie fundamentalnym poczuciem krzywdy i straty.<br />
<br />
Wiecie, te sytuacje, kiedy miewamy bardzo dobre intencje, albo świetny plan, i kiedy już uwierzyliśmy w siebie i zapaliliśmy się do działania, i przychodzi siwy dym. Kiedy siwy dym opada, odsłania zgliszcza szlachetnych intencji i świetnych planów. Zgliszcza skryptów, według których życie miało spełnić opracowany z trudem algorytm, że jeśli A, to B, a jeśli B to C i wtedy w końcu D, gdzie jesteśmy szczęśliwi, spełnieni, jak kalkomania Ewangelii w wersji chwalebnej.<br />
<br />
Więc jeśli siwy dym nie wydarza się już przy A, może dla przykładu uderzyć w B.<br />
<br />
Potem jest ta kłopotliwa cisza na modlitwie, gdzie człowiek przez grzeczność jakby nie chce nadmieniać, że miało być inaczej, więc wynajduje tematy zastępcze. Aż temat podstawowy zacznie go tak uwierać i gnieść, że w końcu należałoby zrobić to, na co Bóg czeka prawdopodobnie od początku: opowiedzieć o swoim wielkim rozczarowaniu. Żadnej prawdziwej przyjaźni nie da się zbudować na niedomówieniach.<br />
<br />
A On, ponieważ jest lekarzem i zadaje pytania właściwe temu fachowi, zapytuje najpierw: <i>Gdzie boli?</i> Często nie wiem, bo łatwiej nazwać kto i co mi zrobił, że jest niefajnie. Odpowiedź na pytanie,<i> gdzie boli</i>, oznacza wgląd we własną bezbronność. Dopiero gdy zobaczę, gdzie boli, jestem w stanie - powoli nabierając zaufania - pozwolić, by się mną zaopiekował. A nawet pozwolić, by zaaplikował lekarstwo, niekoniecznie o smaku truskawkowym, jak zapamiętany z dzieciństwa salbutamol.<br />
<br />
Tak wiele zależy od zaufania.Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-80561314509175989452012-01-22T21:44:00.002+01:002012-01-22T21:46:44.701+01:00wtedy jest Boże Narodzenie<b class="T12"><span style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; font-weight: normal;"></span></b><br />
<div style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif; font-weight: normal;"><b class="T12"> </b></div><pre><b class="T12"><span class="T10" style="font-family: Georgia,"Times New Roman",serif;"><span style="font-weight: normal;">Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata
i wyciągasz do niego ręce,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad,
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom",
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,
Zawsze wtedy
jest Boże Narodzenie.</span>
<span class="T8" style="font-weight: normal;">Matka Teresa z Kalkuty</span></span><tt class="T10"><tt class="T8"> </tt></tt></b></pre><pre><b class="T12"><tt class="T10"><tt class="T8"> </tt></tt></b></pre><pre><b class="T12"><tt class="T10"><tt class="T8">Znalazłam przed Świętami na stronie Fundacji Pomoc Rodzinie </tt></tt></b></pre><pre><b class="T12"><tt class="T10"><tt class="T8">(link obok), z którą współpracujemy, i spodobała mi się </tt></tt></b></pre><pre><b class="T12"><tt class="T10"><tt class="T8">rewolucyjność tej myśli. Ale czego innego się spodziewać</tt></tt></b></pre><pre><b class="T12"><tt class="T10"><tt class="T8">po Autorce tak nieprzeciętnego formatu.
</tt></tt></b></pre>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-82511927679004125772012-01-17T22:18:00.000+01:002012-01-17T22:18:49.358+01:00śniegNajpierw widzę, rzucając okiem za okno (bez tętna z powodu porannych okoliczności przyrody), czapy śniegu na autach. Czerniejące placki na chodniku, czyli że raczej plucha i kłopot, niż entuzjazm wyrażany przez dzieci. Bo odśnieżanie samochodu, gdy mobilizacja ostatnimi czasy średnio mierna, i gdyby nie boski Andy, nikt nie <i>zdanżałby</i> nigdzie.<br />
<br />
Dopiero później patrzę, jak płatki śniegu spadają. Cały czas, jakby były ich jakieś zupełnie niewyczerpane zasoby. Nic nie wysypuje się nam w takich ilościach, nawet kilo cukru z podartej torebki kończy się po minucie.<br />
<br />
Myśl taka mi przychodzi, że te płatki, w tak niebywałej ciszy i spokoju, tak bardzo podobne są sposobowi, w jaki Bóg kocha. Tą Jego miłością, co otacza zewsząd, nie ulega przeterminowaniu i nie brakuje jej w magazynie. Spada na każdego, na czapki, ramiona, plecy. Na mokry chodnik i do kałuży. Czasem ktoś rękę wystawi i pochwyci.<br />
<br />
I gdy myślę, że może przesadzam, że przecież zasadniczo można sobie nie zasłużyć, i ogólnie, Niebo może się zamknąć i wywiesić, że nieczynne, bo już ma dość tych zmarnowanych ton, których nikt nie zauważył, przypominam sobie. <i>Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją.*</i><br />
<br />
I pada aż do wieczora, niestrudzenie, obficie, bez hałasu.<br />
<br />
*(Iz 1,18) <i><br />
</i>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-75653384024662181412012-01-04T18:37:00.000+01:002012-01-04T18:51:53.537+01:00masz wiadomośćNie mam czasu na nic. Nie mam czasu. To właściwie czas ma mnie i nie obchodzi się ze mną łaskawie, rzec bym chciała.<br />
<br />
Założyłam plan zbyt ambitny udowodnienia sobie, że na moim polu do popisu może coś wyrosnąć. Jakieś efekty nie z tej ziemi, jakieś uporanie się ze wszystkim, jakieś wcielenie w życie ideału superłoman (super mamy, gospodyni i biznes babki) - z dniem pierwszego stycznia.<br />
<br />
I jak tlenu brakuje mi ciszy. I w stronę Nieba zerkam i sprawdzam, czy "góra" ze mnie zadowolona, czy jeszcze wycisk i efekty zbyt mizerne, bo to akurat prawda: wszystko nieproporcjonalne do wysiłku. I mam ochotę rzucić na moment wszystkie ważne sprawy, z rąk je wypuścić i jeśli co niepotrzebne, niech się samo potłucze. W końcu znaleźć czas na Spotkanie, czas, kiedy i modlitwa nie będzie wtórować <i>biegowi</i> wydarzeń. Nie będzie listą osób i spraw, i sprawunków. Raczej stanie się oddechem, co wszelkiej aktywności da sens i kierunek.<br />
<br />
I gdy rozmyślam - czy zechcesz do jutra zaczekać Panie, jutro zwolnię, odeśpię i siądę w końcu z herbatą przy Tobie, na nasz poranny fajf-o-klok, na nasze tete-a-tete, na czas wystarczajacy, żeby zdążyć Ci opowiedzieć, jak jest naprawdę, pod pudrem w kremie i maskarą - kiedy tak rozmyślam, dostaję sms-a*: "<i>Chodźcie, a zobaczycie</i> <i>(J 1,39)</i>. Dzisiaj też Jezus chce się z Tobą spotkać sam na sam, aby pokazać, jak wielką miłością nas ukochał".<br />
<br />
Całkiem możliwe, że dla Niego także dzień bez spotkania z Tobą - i ze mną - jest stracony. <br />
<div style="font-family: "Courier New",Courier,monospace;"><br />
</div><span style="font-family: "Courier New",Courier,monospace;">*Dziękuję, Dosiu.</span>Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-69825759823711207672011-12-29T14:25:00.000+01:002011-12-29T14:25:34.672+01:00strzeż mnie jak źrenicy oka*Ostatnio myślę, że średnio szczęśliwie wypadło, iż przedstawia się Opatrzność jako oko. Niestety kojarzy się raczej z inwigilacją, ze śledzeniem, kontrolą i podglądaniem - bardziej niż z troską i Miłością, jak sam Bóg się przedstawił człowiekowi. Mógł przecież powiedzieć, że jest "Obserwatorem". Ale nie.<br />
<br />
Natomiast przyszło mi do głowy, że zupełnie nie myślę o sobie, że jestem dla Niego "jak źrenica oka". A przecież tak. Wszelkie wyobcowanie, wszelki sceptycyzm pochodzi z powątpiewania, że przyszedł i umarł <i>dla mnie</i>. Więc nie mógł bardziej pokazać, że kocha. Gdy zapominam o tym, zaufanie wydaje się niebezpieczne, bo nie wiadomo, jaki On ma pomysł na moje życie, które ja mogłabym sama sobie wyobrazić ułożone równo jak klocki Jengi, ze wszystkim absolutnie na swoim miejscu.<br />
<br />
Tak, zaufanie jest ryzykiem, ale bez wiary w Jego miłość - jest szaleństwem. I chyba nie o to chodzi, bo nie chciał mieć niewolników, lecz dzieci, które pozwolą, by je kochał w głębi ich jestestwa. By pustkę samotności zapełniał bliskością. <br />
<br />
W kapelutku i szaliku długości trzech kilometrów po mieście z tą myślą chodzę.<br />
<br />
*„<em>Strzeż mnie jak źrenicy oka, ukryj mnie w cieniu swych skrzydeł</em>” (Ps. 17,8)Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-43843079970061933602011-12-26T21:54:00.001+01:002011-12-27T09:24:53.556+01:00spotkanieCzasem spodziewam się Go spotkać gdzie indziej, niż przychodzi. <br />
<br />
Miewam nawet pewne sugestie: może tu, a może tu. Może przy odpowiedniej ilości ciszy i światłocienia, przy określonej temperaturze powietrza i ciśnieniu. Czasem "wiem", że okoliczności zastane to w istocie rzeczy jakiś <i>zbieg</i>. Zbieg okoliczności, coś, co zupełnie <i>zbiegło</i> Jego uwadze - nie, żeby się nie troszczył, ale, dajmy na to - był zajęty czymś czy kimś ważniejszym i jakoś umknęło.<br />
<br />
Zauważam jednak ostatnio, że przy całej ilości zdarzeń jakby nie z tej ziemi, znaków Jego bliskości i dowodów przyjaźni, ma upodobanie do kilku szczególnych miejsc. Pierwszym jest proza życia. Absolutna proza, w której nie ma nic wielkiego. I czasem drobna zmiana punktu widzenia prowadzi do odkryć na miarę Kopernika. Drugie miejsce to moje "miejsca wykluczone". Te, które nie pozostawiają żadnej nadziei, żadnych złudzeń, które do tej pory "nie działają" i zakładam, że nigdy nie będą. Jakieś nierozwikłane sprawy, jakieś wyjątkowo trudne relacje. Wiecie: tematy, których się po prostu nie podejmuje. Czasem tylko nie wiadomo, dlaczego boli głowa.<br />
<br />
I widzę, jak w życiu wiary nie ma miejsca na nudę. Nawet jeśli chciałabym pamięć o "miejscach wykluczonych" po prostu wysłać w kosmos, tzw. "bieg wydarzeń" co i raz to mnie ku nim zawraca. I wtedy okazuje się, że przynoszenie ich Bogu jest wielką przygodą.*<br />
<br />
<span style="font-family: "Courier New",Courier,monospace;">*Podzielę się niebawem nawet całkiem praktycznym pomysłem, jak można to robić.</span>Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-30924158389227537742011-12-23T22:26:00.001+01:002011-12-23T22:27:13.204+01:00porozmawiaj z NimGdy ktoś puka dziś do drzwi, raczej nie spodziewasz się gości, to nie te czasy. Może listonosz, choć powinien był przez domofon. Może dozorczyni z rachunkiem za wodę i komentarzem <i>znowu wychlapaliście tyle</i>. Albo ktoś przebrany za kominiarza<i>, kalendarz mam, chce pani na szczęście? </i>Szczęścia nigdy za wiele, ale nie przychodzi za próg nawet z najczarniejszym zawodowym kominiarzem, to przecież wiadomo.<br />
<br />
Więc tej grudniowej nocy, co już blisko, możesz się obawiać - mimo pustego nakrycia przy stole - i pukania, i nieplanowanej wizyty. Choć przecież przeczuwasz, że to pukanie mogłoby być inne od wszystkich dotąd znanych. A może właśnie obawiasz się, że możesz nie usłyszeć, bo będzie zbyt niepozorne, i coś Cię minie.<br />
<br />
A może się też okazać, że pod wycieraczką góra spraw odłożonych na potem, tematów nie nadających się już, jak sądzisz, do żadnej konwersacji w jakimkolwiek języku, i drzwi niełatwo odemknąć.<br />
<br />
Nieważne. Przychodzi. Gotowy do słuchania. Ciekawy wszystkiego, co masz do opowiedzenia, nawet jeśli nie będzie to historia małego domku na prerii. I żadnego pytania nie zostawia bez odpowiedzi. Czasem trzeba tylko chwilę dłużej zaczekać.Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-55951762877584345142011-12-21T09:53:00.002+01:002011-12-21T20:47:25.827+01:00rękawiczkiZa kierownicą auta wczoraj stwierdzam z pewnym smutkiem, że rękawiczki skórzane, które myślałam że zginęły, zginęły naprawdę. Grudzień co prawda łaskawy, ale gdy spadnie śnieg, to dłonie, które okresowo pękają i krwawią, znowu zaczną.<br />
<br />
Rzec by można: niech se autorka kupi nowe. Ale autorka popadła w zniechęcenie, bowiem co roku kupuje kilka par i gubi je bezpowrotnie, a im bardziej są wymarzone i niepowtarzalne, tym większe poczucie straty, nie tylko materialnej. Więc w tym roku poddaję się rezygnacji pomieszanej z utopijną nadzieją, że zimę jakoś bez rękawiczek zniosę. A ona mnie.<br />
<br />
Wieczorem dostaję w prezencie zupełnie nieoczekiwanym rękawiczki. Od mamy, która nie wie, że nie mam. Skórzane, nowe, do tego z czymś cudownie ciepłym w środku. I pasują jak ulał. <br />
<br />
Na drugi dzień rano spada śnieg.<br />
<br />
Dwie myśli przychodzą mi do głowy. Pierwsza: dbanie o siebie powinno być standardem, bo człowiek, który ignoruje swoje potrzeby, nigdy nie uszanuje potrzeb innych. Więc pomysł z chuchaniem w dłonie na mrozie był kiepski.<br />
<br />
Druga: skoro Pan troszczy się o moje ręce, o ile bardziej zatroszczy się o inne sprawy, a zwłaszcza - a zwłaszcza te kamienie, te głazy na drodze, które wydają się na tzw. "dzień dzisiejszy" nie do rozwiązania.<br />
<br />
Więc znowu wszystkie ślady na śniegu prowadzą do zaufania.Unknownnoreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6445319548813808781.post-11688455113863201832011-12-11T22:42:00.001+01:002011-12-11T22:47:16.237+01:00regulacja odbiornika<span class="st"><i>W każdym położeniu dzięk<i>ujcie</i></i><i>, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. </i>(1 Tes 5, 18)</span><br />
<br />
<span class="st">Kiedyś myślałam, że życie moje ma wersję A i B. Wersja A, lepsza, optymalna, by nie rzec - "idealna", coś w rodzaju pełni życia, hipotetycznie mogłaby się zdarzyć, ale z niewiadomych przyczyn pozostawała poza zasięgiem. Wersja B była tą, która się przydarzała nieustannie: bardzo kiepską i zamazaną kopią ideału. Przyjaciele znali ten mój pogląd i mówili, że ja mylę jakość życia z poczuciem zadowolenia z niego.</span><br />
<span class="st"><br />
</span><br />
<span class="st">Wdzięczna jestem Bogu za to, że dał mi przekonać się, że wersja jest jedna. Dynamiczna, podlegająca zmianom, pełna niespodzianek. To ogromna radość. Gdybym zapominała, przychodzi mi z pomocą dzisiejszy tekst liturgii. <i>W każdym położeniu dziękujcie.</i> Nie tylko dlatego, że dziękowanie otwiera oczy na ludzi i zdarzenia, którzy są darem wcale nie oczywistym i "należącym mi się". Ale także dlatego, że wdzięczność jest wyrazem wiary w to, że cokolwiek by się nie działo w naszym życiu, ma sens. Nawet jeśli dziś go jeszcze nie widać, już teraz można dziękować za sensy, których poznanie przyjdzie po czasie. </span><br />
<span class="st"><br />
</span><br />
<span class="st">Czasem trudno, ale życie bez wyzwań byłoby nudne.</span>Unknownnoreply@blogger.com0