Bo przecież skoro Claude mówi "postanowiłem", to znaczy, że zaufanie nie jest czymś znowu tak zupełnie naturalnym. Że potrzebne jest jakieś minimum ryzyka, jakie niesie ze sobą pozostawienie własnego lęku, z którym niekiedy jest się już tak zżytym, że trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby go nie było.
W pewnym sensie jest też prościej martwić się o samego siebie - samemu. Jak mawia wiele znanych mi Matek-Polek: "sama zagniotę ciasto, sama zapakuję zmywarkę, nikt przecież nie zrobi tego tak dobrze, jak ja". Martwiąc się o samego siebie wiem, że to ja nadal pociągam wszystkie sznurki. Gdy postanawiam, jak Claude la Colombiere, "przezywać przyszłość bez żadnej troski", decyduję się na jakieś duchowe ubóstwo: niech Kto Inny* martwi się o mnie. Porzucam plany, wizje, łącznie z wizją mojej drogi, a nawet mojej świętości.
A jednak ta odrobina pokory, ta odrobina zdania się - już wystarczy, by pozwolić Bogu działać.
*"Absolutnie Inny" w filozofii Emmanuela Levinasa to Bóg. Ale bez żadnej filozofii wiemy, że Jego drogi i myśli nie przypominają naszych wizji. Zaufać to dać się zaskoczyć Bogu, który jest lepszy, niż myślimy. Czy to nie fantastyczne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz