środa, 16 listopada 2011

szary prawie czarny

Za oknem szaro. Gdyby ktoś pytał, z czym kojarzy mi się zima, to z tym kolorem nieba, który jest w rzeczy samej brakiem - brakiem słońca i brakiem koloru. Oraz trudem robienia kanapek przy zimnym kuchennym blacie.

Więc zaraz sobie przypominam Pana Wronę z książki o Mamie Mu, czytanej wczoraj z synkiem. Bo Pan Wrona miał taki kłopot z tą swoją szarością, gdy dzieci powiedziały, że szary to nie jest kolor. Słysząc to, zamienił się w szarą, trzęsącą się z płaczu kupkę piór. Historia miała swój happy end i nasz syn zasnął przytulony do książki. Okazało się, że szare jest piękne, żywe i żwawe, oraz nie boi się wiatru.

Na szarym drzewie, z którego odfrunęły liście, przysiadają gawrony, widzę przez okno w kuchni. Córka złapała wirusa grypy żołądkowej - to też taki element szarości. A Pan sprawia, że tą szarość można objąć i nie dlatego, że się lubi szary, ale że On jest i zapala światła. I pokazuje, jaką mamy broń na wszystkie odcienie szarzenia wzajemnych odniesień. Plącze mi się po głowie to ostatnio słyszane zdanie, że komunia to jakość relacji. Więc można odetchnąć z ulgą, więc można porzucić martwą literę zadaniowości, efektywności i dążenia do celu bez względu na koszty. Można marnować czas na trzymanie za rękę, żart, wypicie razem kawy.


Patrzę na tytuł: szary, prawie czarny i myślę, że może lepszy byłby ten z piosenki dla dzieci: "Moje małe światełko, chcę aby świeciło..." Niech świeci Czytelnikom, tym jaśniej, im szarzej za oknem:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz